Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Pią 13:37, 10 Sie 2018    Temat postu: cA

"Morderstwo Carmen!", wolal tytul. "Policja szuka syna!".

Constant z pogarda wzruszyl ramionami. "Morderstwo Carmen". Nic bardziej chybionego. Panowie z prasy byli prymitywni. Trudno o dwie kobiety bardziej rozne niz Marguerite Vernier i porywcza, zapalczywa bohaterka opery Bizeta, ale sztuka tak przesiakla do swiadomosci Francuzow, ze nie bylo juz odwrotu. Jedyny element laczacy obie kobiety stanowil wojskowy noz - i to wystarczylo, by powstal mit.

Du Pont w ciagu kilku godzin przeszedl na lamach prasy metamorfoze z glownego podejrzanego w niewinna ofiare. Z poczatku fakt, ze prefekt nie oskarzyl go o morderstwo, rozpalil w dziennikarzach ciekawosc, wiec zaczeli zarzucac sieci nieco szerzej. Teraz, w duzym stopniu za sprawa staran Constanta, wzieli na celownik Anatola Verniera. Jeszcze nie byl podejrzanym, ale sam fakt, ze zniknal jak kamfora, budzil podejrzenia. Policja nie umiala znalezc ani jego, ani mlodej Vernierowny, choc nalezaloby poinformowac rodzenstwo o tragedii. Czy niewinny czlowiek ma powody unikac strozow prawa?

Zaiste, im zarliwiej inspektor Thouron bronil Verniera przed zarzutami, tym szybciej rodzily sie plotki. Sama nieobecnosc syna zamordowanej w Paryzu de facto przeksztalcila sie w jego obecnosc w mieszkaniu w chwili morderstwa.

Constant byl zadowolony z takiego obrotu spraw. Cieszylo go takze lenistwo dziennikarzy. Wystarczylo podsunac im zgrabna historyjke, a natychmiast przedstawiali ja, z kosmetycznymi zmianami, rzeszom czytelnikow. Nawet im nie zaswitalo w glowach, by sprawdzic informacje tak usluznie podawane na tacy.

Mimo calej nienawisci do Verniera Constant musial przyznac, ze dran okazal sie sprytny. Nawet on, Constant, czlowiek hojny, jesli zaistniala taka potrzeba, dysponujacy siatka informatorow i szpiegow, nie od razu odkryl, dokad wyjechalo rodzenstwo.

Bez wiekszego zainteresowania zerknal przez okno. Ekspres marsylski mijal paryskie przedmiescia. Gnal na poludnie. Constant rzadko zapuszczal sie poza banlieue. Nie lubil takich widokow, szerokiego horyzontu, jaskrawego slonca, nudnego szarego nieba. Nie znosil dzikiej przyrody. Wolal prowadzic interesy o zmierzchu, na ulicach punktowanych latarniami, w dyskretnym polmroku wnetrz, gdzie zrodlem swiatla byly jedynie swiece. Nienawidzil swiezego powietrza i otwartych przestrzeni. Za to jak ryba w wodzie czul sie w pachnacych korytarzach teatrow, w otoczeniu dziewczat z wachlarzami z pior, i w prywatnych salkach ekskluzywnych klubow.

W koncu udalo mu sie dojsc po nitce do klebka i wysledzic szczegoly ucieczki Vernierow. Sasiedzi, zacheceni sou lub dwoma, twierdzili, ze nie wiedza nic konkretnego, ale jednak cos tam uslyszeli, cos sobie przypomnieli, czegos sie domyslili. Wystarczylo tego do poskladania w miare pelnego obrazu tamtego konkretnego dnia. Wlasciciel Le Petit Chablisien, restauracyjki przy rue de Berlin w poblizu mieszkania Vernierow, przyznal, ze slyszal, jak w rozmowie padla nazwa sredniowiecznego miasta, Carcassonne. Sluzacy Constanta, pobrzekujac monetami, bez trudu wytropil dorozkarza, ktory w piatkowy ranek zawiozl poszukiwana dwojke na dworzec Saint-Lazare, a nastepnie fiacre, ktorym rodzenstwo przemiescilo sie dyskretnie na Gare Montparnasse. Gendarmes z osmego arrondissement jeszcze do tego nie doszli.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group